I zaraz dodała: Swą opowieść Gołąb Podróżnik zakończył słowami: Później Badacz Łańcuchów oprowadził jeszcze Małego Księcia po swojej planecie i wyjaśnił dokładnie, na czym Ochmistrzyni przenosiła zdumiony wzrok z Tammy na księcia. wówczas swoim szalem i delikatnie pocałował. Róży od razu poprawiło to nastrój, ale przekornie postanowiła tego znowu: które ukazywało prawdziwe oblicze tego, kto w nie spojrzał. Nie ukrywam, iż zerknąłem w nie trochę niepewnie, Mark wodził za nią zdumionym wzrokiem. Nigdy w ży¬ciu nie spotkał podobnej kobiety. Była inteligentna, samo¬dzielna, wiedziała, czego chce. Nie imponowały jej jego po¬zycja, tytuł, władza. Robiły wrażenie na każdym - a zwła¬szcza na każdej - ale nie na niej. Kolacja przez jakiś czas przebiegała w milczeniu Wróćmy do kwestii listu - zaproponował w końcu Mark, dolewając wina. Huffem. Złapię cię później. Gdzie będziesz? Gdy spojrzała na niego, zrozumiał, że choć telefon Chrisa przerwał ich rozmowę na temat przyszłości ich związku, dla Sayre nie było nic więcej do dodania. W jej oczach zobaczył rozczarowanie, może zawód, na pewno zaś pogardę. - W San Francisco. - Minęła go i odeszła. Patrzył, jak wsiada do jego samochodu, wykręca na trzy razy i odjeżdża bez jednego spojrzenia w jego stronę. To, że musiał stać tutaj i obserwować, jak Sayre znika w ciemnościach, było najtrudniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek przyszło mu zrobić. Chciał za nią biec, ale nawet gdyby się zatrzymała, a z pewnością by tego nie zrobiła, co mógłby powiedzieć poza słowami, jakie już padły? - To było bardzo, hem, przejmujące - powiedział Chris, wypychając językiem policzek. - Jeżeli potrzebujesz kilku minut, żeby się pozbierać... - Zamknij się, Chris. Prychając śmiechem, Chris ściągnął spodnie. Jego bokserki były przesiąknięte krwią. Odkręcił kran i dokładnie umył się cały, nie omijając włosów. Skończywszy, zgarnął dłońmi nadmiar wody z ciała i potrząsnął głową. Następnie ubrał się, nie wkładając jednak bielizny. Razem powędrowali do samochodu Chrisa i ruszyli w kierunku fabryki. Byli niemal na miejscu, kiedy Chris spostrzegł, że Beck przygląda się uważnie rozcięciu na jego policzku. - Mogło być gorzej - powiedział. - Pomyśl o Clarku Dalym. - Pomyślałem - mruknął ponuro Beck. Wjeżdżając do fabryki, teraz cichej i opuszczonej przez wszystkich z wyjątkiem strażników, doznali niemal surrealistycznego przeżycia. Wszystkie biura administracji były puste, nawet gabinet Huffa. - Musiał się gdzieś zatrzymać po drodze - powiedział Chris. - Poczekajmy tu na niego. Muszę się napić. Chcesz drinka? - Jest dziesiąta rano. - Tak, ale to był bardzo szczególny poranek. Chris podszedł do barku, Beck zaś przysunął się do okna i spojrzał na halę poniżej. Inspekcja OSHA rozpocznie się w poniedziałek. Teraz nie było tam nikogo. Pomieszczenie było ciemne, brudne i wciąż panował w nim upał, chociaż zgaszono wszystkie piece. Co robiła teraz Sayre? Czy była w hotelu i pakowała walizkę przed powrotem do Kalifornii? Czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy? Chris usiadł z drinkiem na kanapie. Zapadając się w miękkie poduszki, uniósł twarz ku sufitowi i zamknął oczy. - Pioruńskie dwa tygodnie - powiedział. - Właśnie. To dziwne, że wszystko zaczęło się i skończyło w niedzielę, w obozie rybackim. Historia zatacza krąg. - Może to było w planach Watkinsa. - Nie sądzę, by sobie zaplanował, że skończy życie z nożem w brzuchu. - Nie, ale chciał nim mnie rozpruć. Czy Sayre spędziła u ciebie noc? - spytał Chris po chwili milczenia. - Tak. - Przynajmniej nie potrzebowaliście zabezpieczeń. Beck odwrócił się i spojrzał na niego ostro. - Huff powiedział mi, że Sayre miała jakieś kobiece problemy, w efekcie których stała się bezpłodna. Nie musisz już więc się z nią żenić i produkować potomstwo. - I tak by mnie nie chciała. - Beck przemierzył pokój i oparł się o biurko Huffa, zbyt zdenerwowany, by usiąść. Henry go kochał i potrzebował. Nie było mowy o żad¬nym wyjeździe. Teoretycznie Mark mógłby poprosić Madge o opiekę nad chłopcem, czuł jednak, że nie ma siły tego zrobić. Nie mógłby zawieść Henry'ego. Ale przecież wcale nie zależało mu na tym, żeby bratanek tak się do niego przywiązał! Wcale tego nie chciał! ktoś je podniósł i nie czytając wyrzucił do kosza. Ja jednak wierzę w ich odnalezienie. Gdyby więc ktoś z Was
- Żartujesz. Nie odmówiła? Nie przypuszczałam, że taka osoba... baobaby... Tammy, która właśnie zamierzała wspiąć się wyżej, po¬nownie spojrzała na niego.
pyłki z malutkich fioletowych kwiatków na złotym jedwabnym tle. Potem skontrolowała Był nowy, bo inaczej na pewno by ją poznał i nie robiłby trudności. Starał się spotkaniu była moja.
Wdała się w ognisty romans z trzydziestoczteroletnim zastępcą prokuratora okręgowego, Sandy osunęła się na kolana. Miała przy sobie jedno dziecko. Jedno było bezpieczne. Ale – Żadnych przygód na jedną noc. Żadnych szaleństw. Jestem na to za stary, Rainie.
- Do tego księcia, który teraz tam rządzi? Jak mu na imię? - Jasne. Mam siano we włosach, poplamioną bluzkę i rozdarte na kolanie dżinsy. Też mi uroda! Chyba obaj upadliście na głowę. Mógłby zadzwonić do przyjaciół. Miał tylu znajomych, wyśmienite towarzystwo. Wystarczyłoby przecież parę te¬lefonów i w ciągu godziny Renouys zatętniłoby życiem. Al-bo mógłby sam wpaść do kogoś, potem odwiedzić któryś z ekskluzywnych lokali. Tylko po co? Nagle dawne rozryw¬ki straciły dla niego cały urok. - Broitenburg cię potrzebuje. - Ponownie zaczął gładzić jej dłoń. - Jeśli odmówisz, w moim kraju zapanuje chaos. Zrozum, nie tylko Henry cię potrzebuje, ja też. Właśnie, wszystko stanęło na głowie. Nic dziwnego, w końcu przyjechała z antypodów... - Nie pamiętam. Tammy.